Na pierwszy rzut oka byłem bliski uznania tego filmu za kolejne dziwadło Nowej Fali i z
rozdrażnieniem wyłączyć. Jednak, gdy troszkę się wysiliłem i uważniej oglądałem, film zaczął do
mnie bardzo przemawiać, wydaje mi się, że dotarło do mnie jego tragiczne przesłanie i wielki cynizm
tego dzieła. I dostrzegłem w nim logikę, choć i tak po obejrzeniu obraz wydawał się zbyt
pogmatwany, przekombinowany- ale być może było to celowe? W końcu film zaczyna się od słów:
„Czasami rzeczywistość jest zbyt skomplikowana, aby o niej opowiedzieć…”. Więc może obraz ten
powinno się raczej poczuć niż zrozumieć?
No i finał - co się stanie, gdy Natasza dowie się kiedyś, że człowiek, którego pokochała, zabił jej ojca? Zastanawiamy się jakie będą dalsze losy głównego bohatera i tej dziewczyny. Czy dla mieszkańców Alphaville jest nadzieja?
O kurde, to tego nie wyczaiłem. Coś czułem, że muszę to jeszcze kilkanaście razy obejrzeć :P
Oglądałam film 3 razy i pewne wątki wydają mi się naprawdę nielogiczne, mózg Alfa 60 jest skonstruowany nieco schematycznie i można się do wielu rzeczy przyczepić. Uważam jednak, że warto obejrzeć film dla sceny, w której główny bohater mówi Natachy von Braun czym jest miłość - Godard niesamowicie to wyreżyserował i napisał, składając hołd poezji jako sile pozwalającej wyrażać to co tkwi w nas głęboko i czego nikomu z nas nie można odebrać. To jedna z najpiękniejszych scen miłosnych jaką widziałam.