Wybityny Adam Driver, świetna muzyka, niezłe zdjęcia, najwyższej średni scenariusz. Film próbował balansować po jakiejś granicy kiczu, ale momentami z niej spadł. Mimo wszystko warto zobaczyć.
Bardzo podobne wrażenie mam tuż po seansie. Doceniam elementy groteski, dwojących się i trojących aktorów, żeby z tego coś wykrzesać, nawet forma zasługuje na szacunek... Ale chyba problem w tym, że kanwą dla tego wszystkiego jest błaha, nieciekawa i mało angażująca historia.
O! Widzę, że nie jestem osamotniony w ocenie filmu. O Oskary jestem spokojny - ze 3-4 zgarnie, ale przy całym szacunku dla twórców, ten film to nie do końca moja bajka. Ciągle w trakcie seansu powracało wspomnienie "La La Land", co w moim przypadku nie było pochwałą.
Granice kiczu i sztuki (a także kiczu jako wyrazu SZTUKI) każdy ma swoje - ja tego do końca nie kupuję.
Co? XDDD
Ten film nie ma szansy na żadne Oscary. I niby gdzie ma tutaj sens porównanie z La La Land?
Nie ma szans? Pożyjemy, zobaczymy.
A jaki ma sens pytanie o czyjeś skojarzenia? Był taki stary dowcip o Jasiu, któremu się wszystko z jednym kojarzyło. I dla niego to miało sens. A moje skojarzenie? Cóż... Los Angeles, miłość, dużo muzyki... mojej wyobraźni widocznie to wystarczyło. Życzę pogody ducha.