no bo jak większość może mieć rację skoro historia cały czas nam pokazuje, że rację mieli zawsze ludzie którzy byli w mniejszości z racji tego że swoim myśleniem wyprzedzali swój czas. i to ich wizje i pomysły pchały i pchają nasz gatunek do przodu. nie twierdzę, że jest to przełomowy film w historii kina, że jest to arcydzieło, no ale głosy o przeroście formy nad treścią i nadmiernej metaforyce są grubo przesadzone i przypominają mi o tym właśnie że demokracja to bardzo głupi system, niestety lepszego na razie nie da się wprowadzić... proponuję najpierw spróbować zrozumieć ten film naprawdę, wgłębić się w niego, poszukać czegoś na temat filozofii wschodu (coś poza popkulturową papką, biblioteki nie gryzą to bardzo przyjemne miejsca), a nie pisać i twierdzić że mistrz się starzeje, bo nudno, bo zbyt metaforycznie. a może tak właśnie ma być? to że dla kogoś coś jest nudnego nie oznacza że samo w sobie jest nudne. mnie np. najnowszy Bond znudził tak bardzo swoją 'nienudną', nieustanną akcją, że zasnąłem w kinie co mi się nie zdarza. a "youth without youth" jest filmem bardzo dobrym, wielowarstwowym, tylko trzeba mieć odpowiednio ostre umysłowe zęby że się w niego w pełni wgryźć i zasmakować.