Może to i arcydzieło, ale dla mnie niekończące się dyskusje o problemach nowojorskich intelektualistów lat 70-tych są obojętne emocjonalnie i zwyczajnie nużące.
Zdecydowanie wolę nowszego, bardziej na luzie i do śmiechu, Allena.
Plus za zdjęcia i muzykę.